Minął już prawie miesiąc kiedy byłam w Sydney.
Ciekawostka pierwsza: Sydney leży na brzegach największej naturalnej zatoki na świecie Port Jackson.
Ciekawostka druga: dla Europejczyków odkrył ją James Cook w 1770 roku.
Ciekawostka trzecia: przecina ją most Sydney Harbour Bridge, zwany poufale coathanger'em (wieszakiem na ubrania). Z racji swego wyglądu:
Chodzą głosy, że w mieście znajduje się ponad 70 plaż! W tym słynna Bondi (brat poinformował mnie, że lokalni preferują wymowę "bondaj"). Niewiele mniej słynną jest plaża Manly, której to dedykuję tę notkę.
Do wielu miejsc w mieście najszybciej dotrzeć promem.
Niektórzy szczęśliwcy w drodze do pracy mijają takie widoki:
Dotarliśmy do przystani Manly:
na której o 10 rano na dobre trwa sielanka
i trzeba uważać na małe pingwiny:
W powietrzu wyczuwa się surferski klimat:
Deptakiem the Corso idziemy w kierunku plaży:
i podglądamy lokalnych:
i lokalne psy:
Dumę Australii reprezentuje:
1) sztuka aborygeńska
2) miejscowe piwo korzenne:
3) pluszowy koala
4) czekoladowy koala
Plaża jest piękna:
Jest tak piękna, że zasługuje na więcej zdjęć:
Ale i wśród tego piękna można spotkać tych, których los nie oszczędza.
Porzucony:
Zmierzamy w kierunku zatoki kapuścianej:
na której grasują smoki!
Jest tam też wiele uroczych płaskorzeźb:
urocze ławeczki z dedykacjami:
urocze sklepiki:
Uroczy był nawet zbiorniczek na psie kupki:
A w tle pluska się nurek:
hahahah, niezle!! Jakie to wszystko urocze!! Mnie zauroczyl najbardziej, porzucony "klapek".
ReplyDelete