W zeszłym tygodniu byłam w Kuala Lumpur!
Kuala Lumpur jest jednym ze śmieszniejszych miast na świecie. Wszystko mnie tam śmieszy, ale najbardziej język.
Ku przestrodze: Po malajsku "rusak" znaczy "zniszczony", więc jeżeli ktoś ma taki napis na walizce, może wplątać się w śmieszne sytuacje.
Kuala Lumpur przypomina mi Singapur, tylko że trochę mniej nowoczesny albo Dżakartę, tylko że trochę bardziej nowoczesną. Ma typową dla Azji Południowej architekturę. Nawet wieżowce budowane są z zachowaniem tradycyjnych elementów, jak np. słynne Petronas Tower (452 m!):
Albo wieża telekomunikacyjna Menara Kuala Lumpur (421 m!):
Przepraszam za zdjęcia, ale to przez kolejną śmieszną kuala lumpurską ciekawostkę: jest gorąco i wilgotno. A za chwilę leje deszcz i woda po kolana. Nikogo to tu nie dziwi. Każdy ma zawsze przy sobie parasol, jak nie na deszcz, to na słońce:
Malezja jest położona w strefie klimatu równikowego i ma dwie pory roku: monsun południowo-zachodni (od kwietnia do października) albo monsun północno-zachodni (od października do kwietnia). Chodzą słuchy, że ten północny jest intensywniejszy.
Wstyd się przyznać, ale w Kuala Lumpur poszliśmy na zakupy. Na wytłumaczenie mogę dodać, że dostałam misję kupienia klawiatury.
Najlepszym miejscem na zakupy w Kuala Lumpur jest Bukit Bintang. A najlepiej się tam dostać kolejką. Ruch uliczny to prawdziwa zmora mieszkańców! Nie ma się co dziwić, jest ich w końcu przeszło 7 milionów. Taki widok w godzinach szczytu to chleb powszedni:
Wytyczne co do znalezienia klawiatury miałam dokładne. Wsiąść do kolejki na stacji Bukit Nanas:
Wysiąść na stacji Bukit Bintang.
Przedrzeć się przez gigantyczne centrum handlowe, coś w rodzaju naszej starej olsztyńskiej Uranii.
Zejść schodkami na dół.:
Wejść do kolejnego centrum, tylko dla komputerów:
Na prawdę fascynujące. Na ten widok rozbolała mnie głowa.
Ciekawostka na koniec:
Potem lunęło i nici z dalszych planów.
Kuala Lumpur jest jednym ze śmieszniejszych miast na świecie. Wszystko mnie tam śmieszy, ale najbardziej język.
Ku przestrodze: Po malajsku "rusak" znaczy "zniszczony", więc jeżeli ktoś ma taki napis na walizce, może wplątać się w śmieszne sytuacje.
Kuala Lumpur przypomina mi Singapur, tylko że trochę mniej nowoczesny albo Dżakartę, tylko że trochę bardziej nowoczesną. Ma typową dla Azji Południowej architekturę. Nawet wieżowce budowane są z zachowaniem tradycyjnych elementów, jak np. słynne Petronas Tower (452 m!):
Albo wieża telekomunikacyjna Menara Kuala Lumpur (421 m!):
Przepraszam za zdjęcia, ale to przez kolejną śmieszną kuala lumpurską ciekawostkę: jest gorąco i wilgotno. A za chwilę leje deszcz i woda po kolana. Nikogo to tu nie dziwi. Każdy ma zawsze przy sobie parasol, jak nie na deszcz, to na słońce:
Malezja jest położona w strefie klimatu równikowego i ma dwie pory roku: monsun południowo-zachodni (od kwietnia do października) albo monsun północno-zachodni (od października do kwietnia). Chodzą słuchy, że ten północny jest intensywniejszy.
Wstyd się przyznać, ale w Kuala Lumpur poszliśmy na zakupy. Na wytłumaczenie mogę dodać, że dostałam misję kupienia klawiatury.
Najlepszym miejscem na zakupy w Kuala Lumpur jest Bukit Bintang. A najlepiej się tam dostać kolejką. Ruch uliczny to prawdziwa zmora mieszkańców! Nie ma się co dziwić, jest ich w końcu przeszło 7 milionów. Taki widok w godzinach szczytu to chleb powszedni:
Wytyczne co do znalezienia klawiatury miałam dokładne. Wsiąść do kolejki na stacji Bukit Nanas:
Wysiąść na stacji Bukit Bintang.
Przedrzeć się przez gigantyczne centrum handlowe, coś w rodzaju naszej starej olsztyńskiej Uranii.
Zejść schodkami na dół.:
Wejść do kolejnego centrum, tylko dla komputerów:
Na prawdę fascynujące. Na ten widok rozbolała mnie głowa.
Ciekawostka na koniec:
Potem lunęło i nici z dalszych planów.